Wstaliśmy o 6 rano - dziś w planie droga do Lizbony gdzie za 3 dni mają być przez tydzień nasi znajomi, rano co nas wielce zaskoczyło pada deszcz... no cóż Hiszpania... deszcz... Hiszpania to jakoś nie pasuje.
Opornie idzie wyjeżdżanie z Lloret de Mar na jakąś większą drogę. 50km do Sant Celoni jedziemy, aż 6h i jest przy tym mnóstwo chodzenia (Z centrum na wylotówki małych miasteczek po drodze). Ostatecznie wbijamy się na autostradę i tak idzie w miarę sprawnie bo przez kolejne 6h przejeżdżamy 340km i kończymy dzień pod Saragossą na stacji. Przedostatnie 2 stopy byłe pełne atrakcji Monika płakała i chciała wracać do domu bo ludzie pod Barceloną jeździli jak wariaci i wyglądali jak małpy :P - i muszę trochę przyznać jej racje.
Natomiast ostatni stop to był typowy Metal- satanista cały na czarno w samochodzie satanistyczne symbole itp. ale całkiem sympatyczny i pomocny.