Sebastian słyszał, że bardzo fajne plaże są na południu Krety w okolicach Elafonisi. Jednakże wylądowaliśmy pobliskiej Paleohorze, gdzie zobaczyliśmy niczym się nie wyróżniającą plaże na której w dodatku było mnóstwo turystów.
Po obiedzie, czyli arbuzie popijanym greckim winem, ruszyliśmy w stronę oddalonej o 25km Efafonisi i już po chwili mamy stopa – zatrzymuje się pickup więc ładujemy się od razu wszyscy na pakę – to był chyba najfajniejszy stop do tej pory, jechaliśmy malowniczym klifem nad morzem, słońce świeciło a wiatr powiewał przyjemnie. Po podjechaniu niecałych 10 km skończyła się droga i miejscowy powiedział że stąd musimy iść na piechotę i wytłumaczył nam drogę, oczywiście zgubiliśmy się dość szybko i postanowiliśmy iść po prostu wzdłuż morza.
Muszę przyznać, że to wybrzeże było jednym z najciekawszych miejsc jakie widzieliśmy na Krecie, po minięciu kilku cudownych, bezludnych plaż, rozbiliśmy się na skałach, skąd mieliśmy wspaniały widok na morze. Niepokoiła nas tylko niewielka ilość wody jaką mieliśmy do picia oraz olbrzymie chmary owadów.