Kolejny dzień rozpoczyna się ok. 9 rano. Wujek Pawła odwozi nas na dworzec kolejowy w Gliwicach,
No cóż postanawiamy dojechać pociągiem do Wrocławia kupujemy bilety i wsiadamy !
W pociągu jest dużo ludzi ale mamy miejsca siedzące, jednak w połowie drogi pociąg zatrzymuje się na stacji w Opolu i konduktor informuje pasażerów, że w nocy została skradziona trakcja kolejowa i musimy pojechać objazdem, więc przestawiają lokomotywę na drugą stronę pociągu. Na stacji jak się okazuje stoi wiele pociągów i niektóre mają nawet 5h opóźnienia !
Cierpliwie czekamy, co jakiś czas wychodzę i "dowiaduje" się co się dzieje i ile jeszcze potrwa - pan konduktor już mnie zna i nie lubi ...
Po godzinie okazało się że trakcja została naprawiona i pojedziemy normalną trasą więc ... trzeba przestawić lokomotywę, ostatecznie z 2h opóźnieniem dojeżdżamy do Wrocławia.
We Wrocławiu szybko wydostajemy się na przedmieścia (darmowym busem do centrum handlowego Bielany). Samochodów jest dużo jednak mało chętnych do zatrzymania się, ostatecznie przebycie 90 km do Kłodzka zajmuje nam aż 5h. Jest godzina 20 i robi się ciemno, postanawiamy iść wzdłuż drogi ponieważ założeniem było dotrzeć minimum do Czech i dojdziemy do nich choćby pieszo !
W połowie obwodnicy Kłodzka stoi na poboczu rosyjski tir. przechodzimy koło niego i patrzymy we frontową szybę, po chwili pojawia się kierowca i każe nam podejść, nic nie rozumiemy ale na migi dogadujemy się że podrzuci nas pod granice :)
Jedziemy we dwóch na jednym fotelu, jest niewygodnie ale ważne że jedziemy ...
Wieczorem znajdujemy się w Czechach w Náchod i rozbijamy namiot w pobliskich krzakach między granicą a supermarketem :)