Rano spotkaliśmy szalonego żołnierza, przejechał koło nas rozbitym samochodem z prędkością światła, następnie jak już wyhamował 500m dalej zawrócił i zabraliśmy się z nim do Saloników. Jego samochód jak mówił był po kilku wypadkach i nic w nim poprawnie nie działało (co dało się zauważyć wszędzie powgniatany a przedniej maski i zderzaka to właściwie nie było), ale dzięki niemu udało nam się w końcu dojechać nad morze!