Podziękowaliśmy za gościnę i ruszyliśmy dalej. Ustaliliśmy, że następnym razem spotykamy się w Belgradzie.
Jak się okazało wydostanie się z Budapesztu nie było takie łatwe. Ja z Anetą natrafiliśmy na jakiegoś wariata. Na autostradzie jechał co chwila poboczem i zajeżdżał innym drogę. W końcu zatrzymał się i wysadził nas. Szkoda tylko, że na środku autostrady. Na szczęście udało nam się zabrać z trójką studentów, a później z polską rodziną, która jechała na camping do Grecji. Na granicy węgiersko-serbskiej napotkał nas olbrzymi korek spowodowany przez Turków wracających z wakacji. Zrobiło się późno a jedynym miejscem noclegu była stacji benzynowa. Biorąc przykład z wszechobecnych Turków, uzbrojeni w karimaty położyliśmy się na parkingu. Natomiast Sebastiana z Iloną noc zastała tuż przed granicą i tam, na polu, rozbili namiot.