Później już bez większych kłopotów dostaliśmy się do Belgradu, gdzie czekając na Ilonę i Sebastiana zwiedziliśmy ruiny twierdzy. W reszcie spotkaliśmy się w budynku Genex Tower - najwyższym budynku w mieście, gdzie mieszkał Paris. Serb, również poznany na couchsurfingu, który miał nas oprowadzić po stolicy. Razem ze swoją córeczką zaprowadził nas do taniej knajpki, położonej nad samym Dunajem. Dostać się do niej można było jedynie łodzią. Na szczęście jak to mówił sam Paris „I know everybody, I know everythink” i po jednym telefonie do szefa restauracji przypłynęła po nas „pożądna” łódź. Na drugim brzegu zobaczyliśmy coś to raczej przypominało szopę na narzędzia, za łazienkę robił drewniany wychodek z pompą obok a stoliki stały w błocie zaraz nad wodą. Całe szczęście, że jedzenie było pyszne. Pod wieczór nie chcąc zawracać Parisowi głowy, rozłożyliśmy karimaty na pasie zieleni tuż przy autostradzie prowadzącej dalej na południe.