Rano o 8 wyszliśmy z hostelu zmierzając w stronę dworca autobusowego, chcieliśmy podjechać do granicy, bo nie bardzo wiedzieliśmy jak się wydostać z Pragi, autobus powinien być o 9 - oczywiście się spóźniamy i gdy dobiegamy o 9:05 naszego środka transportu już nie ma.
Czytając rozkłady natrafiamy na autobus jakiegoś innego przewoźnika, który kursuje do Nachodu co 1h, o 10:00 więc podchodzimy i pytamy ile kosztuje bilet.
- 115 koron - rzuca kierowca - po chwili jednak dodaje zauważając nasze plecaki, że z bagażem 150 koron.
Wszystko co nam zostało we dwóch to 250 koron, więc odchodzimy i kombinujemy dalej...
Postanawiamy za godzinę spróbować ponownie, z następnym kierowcą tym razem zmieniając nieco taktykę.
Wchodzę do autobusu sam bez plecaka i pytam ile kosztuje bilet:
- 115 koron
- Poproszę dwa
Wołam Pawła, który z plecakami stał trochę dalej. Kierowca widząc go mówi:
- O ale z plecakami to po 150 koron.
- Patrze na pieniądze i z wyrzutem mówię, że tyle nie mamy.
- A ile macie ?
- 230 koron
- No dobra wsiadajcie
Około 16 byliśmy już po Polskiej stronie po śniadaniu na granicy gdzie spotkaliśmy parę Belgów też jadących do Warszawy.
Na początku próbowaliśmy pytać na parkingu dla tirów czy ktoś nie jedzie do Warszawy i czy by nas nie wziął, jednak nikt nie chciał brać nas dwóch na raz.
Ustawiliśmy się więc w zatoczce przy drodze i po ok. 20 minutach zatrzymała się pół-ciężarówka i zabiera nas. Potem przez CB-radio załatwia nam kolejny transport prosto do Warszawy i o 2 w nocy jesteśmy w domu :)