Dzień zaczęliśmy od pysznego i pożywnego śniadania u naszych gospodarzy i jeszcze przed południem byliśmy pod Belfastem. Dojeżdżając do centrum miasta jakiś kierowca rozwalił sobie lusterko w samochodzie, o kierownicę roweru kiedy nieumiejętnie wyprzedzał Sebastiana, na szczęście Sebastianowi nic się nie stało.
Sam Belfast nie był jakiś zachwycający, kilka ciekawych budynków, parę zatłoczonych kolorowych ulic i muzeum oraz doki Titanica, za zwiedzanie których trzeba było płacić, chociaż nie było tam widać nic ciekawego. Z Belfastu wyjechaliśmy dosyć słabo oznaczoną, ale całkiem przyjemną trasą rowerową 99 do Comber, a później już dosyć ruchliwą drogą, wzdłuż słynnej zatoki Strangford do Portaferry skąd promem przepłynęliśmy na drugi brzeg. Dalej znowu wróciliśmy na trasę rowerową nr 99 którą przejechaliśmy przez las oraz zamek, rozbiliśmy się kilkaset metrów od zamku w lesie.