Rano całkiem mocno padało, pomimo to musieliśmy wstać i zanim spakowaliśmy się na rowery byliśmy już cali mokrzy.
Po wyjeździe z Achill Island wracaliśmy już główną drogą, na której co chwila mijaliśmy się na przemian z ok. 60-letnim rowerzystą z sakwami. Jak się okazało był to Niemiec, który robił dziennie 110-120 km i również wyruszył z Cork a jego celem był Belfast. Przez dłuższy czas jechaliśmy mniej więcej razem, potem on odbił na północ bardziej okrężną trasą wzdłuż wybrzeża, a my skierowaliśmy się dalej drogą N59 w stronę Sligo.
Pomimo, że cały dzień padało przejechaliśmy 114 km, namiot chcieliśmy rozbić w ogródku miejscowych ludzi, ale zaproponowali nam abyśmy przenocowali w starej szopie bo wszędzie było mokro. W sumie w szopie okazało się całkiem wygodnie, rozłożyliśmy rzeczy aby podeschły, mieliśmy tam światło i prąd.