Podczas śniadania w kuchni na kempingu, poznaliśmy Polaka który mieszka w Irlandii już 8 lat i zaciekawiony naszym pomysłem objechania Irlandii na rowerach polecił nam kilka wartych zobaczenia miejsc. W porcie udało nam się kupić bilety po 10 euro, za które najpierw popłynęliśmy na najmniejszą z wysp Aran, wyspę objechaliśmy dookoła, okazała się ona bardzo ciekawa. Praktycznie cała pokryta była niewielkimi kamiennymi murkami, na wzgórzu były ruiny zamku, a wybrzeżu wraki statku przy którym zrobiliśmy sobie postój na jedzenie. Potem udaliśmy się na największą wyspę, zobaczyliśmy tam tylko Black Fort – kolejne wysokie klify, bo później musieliśmy wracać już do portu żeby jakoś przygotować rowery.
Gdy tylko kapitan promu nas zobaczył na rowerach od razu powiedział, że nie ma mowy żeby nas zabrał, jednak po rozłożeniu rowerów i spakowaniu ich w foliowe worki udało nam się wejść na pokład. Tylko załoga się śmiała ze sposobu w jaki udało nam się ominąć zakaz brania rowerów – twierdziliśmy, że to nie rowery tylko sprzęt sportowy. Ponieważ było już późno namiot robiliśmy w pobliżu portu.