Po wyjechaniu z Lizbony rano widzimy że stacja jest szczelnie ogrodzona - nie wiemy jak się tam dostać normalnie więc naciskamy jakiś dzwonek i ... brama się otwiera :)
Stajemy na końcu stacji i łapiemy na kciuka idzie opornie dopiero po 2h łapię samochód który podwozi nas na następną stacje, potem znów 2h i następna stacja, ale jak to się mawia do 3 razy sztuka i już siedzimy w kabriolecie wprost na południowe wybrzeże :) - młody Portugalczyk mimo że jedzie troszkę bliżej podwozi nas 30km dalej do Lagos pod samą bramę campingu, Monikę nieźle "wywiało" na tylnym siedzeniu jest cała poczochrana i nie wygląda to najlepiej :)
Wieczorem mała przechadzka po mieście, jest bardzo ładne i ma ogromną marinę.