W nocy było ciężko i strasznie... przynajmniej tak twierdzi Monika bo była wichura i burza. Wstaliśmy o 10 i wciąż padało ale nie możemy wiecznie tu siedzieć... Zaczynamy łapać ale na stacji widzimy jeszcze z 5 autostopowiczów głównie Francuzi... ale dziś tłok mimo tak kiepskiej pogody :)
Jednak po poczekaniu na naszą kolej stajemy na końcu stacji z karteczką Bordeaux ale po 30 min zmieniamy na zwykłego kciuka i ... zatrzymuje się Ken - jedzie aż do Montpellier nad samo morze śródziemne - lekka zmiana planów i hurrra jesteśmy w Montpellier o 20 00 Ken okazał się tak miły że przenocuje nas u siebie :) On idzie do znajomych a my na nocny podbój miasta.
Montpellier okazuje się prześlicznym miastem (szczególnie okolice placu commedie w centrum). spędzamy tam czas do 23 a potem jeszcze u Kena w domu rozmawiamy z nim a on opwiada nam o miejscu gdzie się urodził wyspie Reunion koło Madagaskaru, bardzo późno kładziemy się spać :)
Kolejny dzień mijał leniwie na spacerach po Paryżu - byliśmy na wierzy Eiffla, i przeszliśmy się od Luwru polami Elizejskimi. Potem pakowanie i o 18 staramy sie wydostać z Paryża na jakąś wylotówke
Aby wydostać się z Paryża trzeba jechać RERem do Massy-Palaiseau (RER C lub B) a potem autobusem do Bris Sous Forges (BUS 91.03) następnie cofnąć się 2,5km wzdłuż autostrady (Uwaga: nie należy próbować łapać stopa te 2,5km wstecz tak jak my bo droga główna skręca - lepiej iść, my łapaliśmy i 3h kręciliśmy się w kółko zamiast przejść te 2,5km :P )
Nocleg już przy autostradzie na południe na obrzeżach Bris Sous Forges